piątek, 21 czerwca 2013

I. "Jeszcze sie, dzieciak popłacze lub zsika w majtki."

*Victoria*

Właśnie stoję, przed moim nowym domem, razem z tatą, wróciłam do jego, ojczystego kraju - Wielkiej Brytanii. Byłam temu przeciwna, gdyż kocham Hiszpanię, mieszkałam tam 19 lat, bardzo się do niej przywiązałam. Cóż, tata stwierdził, że w Barcelonie, wszystko przypomina mu mamę, na dodatek zabronił mi śpiewać. Nie mogę, wykonywać, tego co kocham. Będziemy mieszkali, na jakimś osiedlu, w Londynie. Tata dostał nową pracę, będzie menagerem jakiegoś zespołu. Okej rozumiem, ale czemu właśnie Londyn.? Tu rzadko kiedy, świeci słońce, a w Hiszpanii.? Cały czas, miałam słońce. Dobra mniejsza o to, dom <klik> wyglądał super. Na zewnątrz był jeszcze, basen <klik>. Weszliśmy do domu, i tata mi go pokazał. W nosie z kuchnią, łazienką idt.! Chcę, w końcu, zobaczyć swój pokój <klik>.
- Ty to, sam urządziłeś.? - zapytałam z wrażenia.
- Tak, nie podoba ci się.? Wiesz zawsze, można wrócić do Hiszpanii. - mówił.
- No, co ty.! Jest świetny.! Dziękuję.! - krzyknęłam i rzuciłam mu się, na szyję.
Po kilku minutach, zostały dostarczone, moje walizki. Okazało się, że mam jeszcze garderobę <klik>. Boże tato, kocham cię.! Zaczęłam wieszać, bluzki i sukienki na wieszaki, i te inne pierdoły. Po 90 minutach, rozpakowywania się, zeszłam na dół, do salonu, gdzie siedział tata i coś, obliczał, czy coś. Poinformował mnie, że dzisiaj o 17, przychodzą jego nowi "podopieczni". Było już po 15, więc oszacowałam, że czasu nie było dużo. Nie będę sie stroiła, dla jakiś rozpieszczonych gwiazdeczek. Tak, nie znam ich, a od razu oceniam. Już, poprostu taka, jestem. Poszłam do garderoby, by się przebrać. Włożyłam na siebie to <klik>. Splotłam włosy, w warkocza i zeszłam, na dół. Poszłam do kuchni, skonsumowałam coś, i poszłam do salonu. No nie wierzę, w rogu stał keabord, korzystając z okazji, że taty nie było, zaczęłam grać coś i śpiewać. Kocham to robić, ale tata nigdy, mi nie pozwala. Zatłaczam się w tym, tracę czas, przestaję myśleć, o czym kolwiek innym.
- To twoje.? - zapytał jakiś głos.
- Tak, to mo... - odwróciłam się, ujrzałam przed sobą, pięciu chłopaków. - Jak, długo tu stoicie.? - zapytałam speszona.
- Stoimy tu na tyle długo, że słyszeliśmy twoją piosenkę, w całości. - powiedział, jakiś mulat.
- Sory, że zapytam, ale czy was, w domu nie wychowali.? Bo wiecie, do drzwi się dzwoni, lub puka, w zależności. - powiedziałam.
- Ja to wiem, ale nie wiem, czy oni. - odezwał się jakiś niebieskooki brunet.
- Dobra mniejsza o to, mam rozumieć, że wy do mojego taty, tak.? - zapytałam.
- Tak. - powiedzieli chórem.
- Okej, poczekajcie, chwilę. - wyszłam z salonu, i zadzwoniłam do taty, powiedział, że wróci za godzinę. Super okej, czyli mamy, się poznać.? Okej tato, sprytny ruch. - Mojego taty, nie będzie, jeszcze jakąś godzinę, i powiedział, że mamy okazję, się lepiej poznać.
- Skoro, mamy się lepiej, poznać.. To ja jestem Harry. - powiedział loczek.
- Niall. - powiedział blondyn, który uśmiechał się cały, czas.
- Zayn. - to był, ten mulat, który zaczął pierwszą, konwersację.
- Liam. - ołkej, Liam, to ten ze znamieniem na szyi, i brązowymi oczami.
- Louis. - Louis, to ten brunet z niebieskimi oczami.
- A ja jestem, Victoria. Miło mi was, poznać. - uśmiechnęłam się.
- Nam, ciebie również. - powiedział Liam.
- To, jak.? Masz, jeszcze jakieś, kawałki w zanadrzu.? Bo to co, śpiewałaś, było fajne. - powiedział Zayn.
- Serio.? Dzięki, wiecie, mam jeszcze taką jedną piosenkę, ale nie mojego autorstwa, tylko kolegi. Mam nuty, więc jeżeli, któryś z was, miałby ochotę, mi potowarzyszyć, to..
- Ja mogę. - powiedział Lou.
- Serio, okej, idę po nuty. - powiedziałam, i poszłam do pokoju, zaczęłam grzebać w zeszytach, w celu znalezienia nut. Bingo.! Wzięłam kartki, i szłam w kierunku, schodów, zeszłam ponownie, do chłopców.  - Masz tu nuty, i graj i śpiewaj. - zaśmiałam się.
- Okej. - powiedział, i zaczął grać i śpiewać, po kilku sekundach dołączyłam się. Zbyt, długo to nie trwało, bo tata wszedł do domu.
- Victoria, co ci mówiłem, o śpiewaniu. - powiedział tata, z podniesionym tonem głosu.
- Tato, weź. Raz mogę, zaśpiewać. Całe życie, karzesz mi tego unikać, jak ognia, przestań mnie traktować jak dziecko.
- Dosyć, do swojego pokoju.!
- Co.?! Ja pier...
- Nie przeklinaj, do pokoju.!
Wkurzona, poszłam do swojego pokoju, trzasnęłam drzwiami. Musiałam na czymś, wyładować swój gniew, padło na szklankę. Rzuciłam w kierunku, ściany, i bum po szklance.
- Nieza, ostro potraktowałaś tą szklankę.? - zapytał Lou.
- Jak tu wlazłeś.?
- Drzwi, były otwarte, nie sztuka je otworzyć.
- Dobra mniejsza, o to, czego chcesz, nie jestem w nastroju.?
- Ym, poszedłem za tobą, dalej wyżal się. - powiedział, siadł na moje łóżko, poklepał żebym siadła obok, niego.
- Bo ojciec, mi nie pozwala, śpiewać, a mnie to na maksa, wkurza, to moja pasja, a pasję powinno się, rozwijać, a nie jej nie rozwijać.
- Rozumiem cię.
- Serio.? - zapytałam z ironią.
- Nieee.
- Widzisz, nawet, pocieszyć nie umiesz. - wytknęłam mu.
- A idź, ty. - powiedział, machnął ręką, i wyszedł.
Włączyłam laptopa, weszłam na facebooka i te inne. Siedziałam, jakąś dobrą godzinę, nagle tata wszedł do pokoju, i powiedział, że chłopcy wychodzą, mam się z nimi, pożegnać. Parę minut, po wizycie, taty zeszłam na dół, by wykonać czynność, która została, mi zlecona. Tata, polazł, na górę, a ja zostałam jeszcze chwilę, z chłopcami.
- Chodź, z nami. - powiedział Niall.
- Co.? Gdzie.? Po co.? - pytałam.
- Dowiesz, się, chodź. - powiedział Harry.
- No dobra, okej, zmienie ciuchy. - powiedziałam.
Poszłam, do siebie do pokoju, PRZEBRAŁAM SIĘ, i wymknęłam się z domu. Chłopcy, na mnie czekali, wsiadłam do auta, i zdałam się, na nich. Po góra, dziesięciu minutach drogi, samochód zatrzymał się, pod jakimś, klubem. Po cholere, oni mnie, tu zabrali.? Dopiero, teraz zobaczyłam, napis "KARAOKE-CLUB", wszystko jasne. Boże, co za idioci, ja pierwszy i ostatni raz, powierzyłam im swoje zaufanie.
- Wy cioty.! Pierwszy i ostatni raz, wam zaufałam. Jeżeli, ojciec się dowie, to wy, mu wszystko, co do jasnego szczegółu wyjaśnicie, zrozumiano.?!
- Dobra, złagodź ton. - powiedział Zayn.
- Morda Malik.! Chce, do domu zakute pały.! - krzyknęłam.
- Dobra jak chcesz, ale wiesz, zgodziłaś się, a to wszystko powiemy, twojemu tacie. - powiedział Styles.
- Co.? To jest szantaż, wiecie co.? Jesteście, pojebani.! I to nie, w pozytywnym, znaczeniu tego słowa. Musze, sie na kimś, wyżyć. - powiedziałam i walnęłam, Hazze w ramie.
- Ej.! - krzyknął.
- Mówiłam, że muszę się, na kimś wyżyć.
- Ale, nie tak mocno. - jęknął z bólu.
- Ty sądzisz, że to było, mocno.? Nie poznałeś mojej, prawdziwej furii. - teraz, zaczęłam sobie, z niego żartować.
- Co.? - pisknął.
- Dobrze, słyszysz. Będe cie nękać, do końca, twego marnego żywota, będe cie prześladywać, będe... - nie zdążyłam dokończyć, bo Liam mi przerwał.
- Dobra, Vic skończ. Jeszcze sie, dzieciak popłacze lub zsika w majtki.
- No dobra.
- Ty właśnie ty.! Jesteś złym, człowiekiem. - powiedział Hazz, wskazując na mnie, palcem.
- Serio Styles.?
- Serio, Blue.
__________________________
Ym, to rozdział numero uno ;). Podoba się?:) Szczerze.? Pisałam, go rzadko, ale jakoś powstał. Czemu dodaje go, o takiej porze?:P Większość, myśli, że robie sobie wakacje.;) Otóż nie:P Jestem chora, mam wirusówkę i siedzę w domu, żyjąc tylko na piciu -,-. Twitter : @69_Madzialena